RPP i FED zaszkodziły złotemu

KOMENTARZ MIESIĄCA Duże oczekiwania, co do nieco bardziej jastrzębiego przekazu Rady Polityki Pieniężnej, po raz kolejny zderzyły się z biernym podejściem, które niezmiennie zakłada, że czynniki stojące za wysokimi odczytami inflacji w ostatnich miesiącach są niezależne od krajowej polityki monetarnej, a także przejściowe.

Nie pojawiły się też żadne sygnały mogące zapowiadać zmiany w skali skupu aktywów w nieodległej przyszłości, co byłoby pierwszym sygnałem zapowiadającym stopniową normalizację w podejściu RPP. Ten kontrast stał się szczególnie widoczny w drugiej połowie miesiąca, kiedy to decyzje o podwyżkach stóp procentowych podjęli Węgrzy – ruch o 30 p.b. do 0,90 proc., oraz Czesi – zmiana w górę o 25 p.b. do 0,50 proc. I to co ważne, ma być to początek cyklu zacieśnienia polityki, która ma reagować na niepokojące dane inflacyjne. Tymczasem u nas prof. Żyżyński z RPP dał do zrozumienia, że nie należy „eksperymentować” z podwyżkami stóp, tym samym powracając do obozu „gołębi”. Szanse na jakiś „jastrzębi” przełom w najbliższych miesiącach nie wydają się być, zatem nazbyt duże, pomimo coraz większej presji pojawiającej się w krajowych i zagranicznych mediach.

Postawa Rady Polityki Pieniężnej zaszkodziła w czerwcu złotemu, ale nie był to jedyny czynnik. Uwagę zwraca odbicie się dolara na głównych relacjach. To wynik „jastrzębiego” zwrotu, jaki zaczyna się dokonywać w amerykańskim FED, a na co wpływ ma rekordowa inflacja. W porównaniu z posiedzeniem z marca znacząco wzrosła liczba członków tego gremium spodziewających się podwyżki stóp w 2023 r. (13 na 18 ankietowanych), a mediana przesunęła się w stronę dwóch ruchów o 25 p.b. Jednocześnie w komunikacie pojawiły się wzmianki o tym, że zasadna byłaby dyskusja nt. ograniczenia skali skupu aktywów przez bank centralny, choć jej termin pozostał niedopracowany. Niemniej na posiedzeniu 28 lipca, FED ma dokonać przeglądu sytuacji i być może szerzej się do tego odnieść. To powoduje, że rynki będą teraz bardziej wrażliwe na dane z USA - na zasadzie „gorsze odczyty” to lepiej, bo termin dyskusji się oddali, a „lepsze” to gorzej, bo być może będzie mieć ona miejsce we wrześniu. Wydaje się, że grać na czas próbuje też sam Jerome Powell, który podczas okresowych zeznań w Kongresie, odniósł się do wysokiej inflacji, ale starał się też bardziej akcentować wciąż „niezadowalającą” sytuację na rynku pracy, która może determinować podejście banku centralnego.

Czerwiec to też okres w którym pojawił się istotny przekaz z Europejskiego Banku Centralnego. Tu decydenci mogą pozwolić sobie na komfort, bo inflacja pozostaje w ryzach i według przedstawionych prognoz nie ulegnie to większym zmianom w kolejnych miesiącach. W efekcie mocniej uderzono w „gołębie” tony dając do zrozumienia, że nie ma powodów do dyskusji nt. zmian w programie skupu aktywów PEPP, oraz modyfikacji poziomu stóp procentowych. To ustabilizowało europejski dług, ale nieco zaszkodziło wspólnej walucie. Słabszy EURUSD (dzięki kontrastowi ECB vs FED) dał dodatkowe argumenty dla zwyżki USDPLN, która w pewnym momencie sięgała 17 groszy od dołków osiągniętych na początku czerwca przy 3,64 zł.

Jak na zamieszanie na walutach, relatywnie dobrze radziły sobie rynki akcji. Na nowe tegoroczne szczyty wspiął się WIG20, co jest zasługa m.in. siły reprezentacji banków, które zostały dodatkowo wsparte decyzją KNF o możliwości wypłaty dywidendy z zeszłorocznych zysków. Kontynuacja zwyżek w lipcu nie jest jednak przesądzona. Na Wall Street za wzrosty odpowiadał sektor technologiczny, który korzystał z faktu utrzymywania się niskich poziomów rentowności amerykańskich obligacji rządowych, co było pewnym paradoksem biorąc pod uwagę zmiany zachodzące w przekazie FED. W efekcie lipiec może przynieść większą zmienność na rynkach akcji. Znamienne jest to, że niemiecki DAX nie skorzystał w czerwcu z globalnego sentymentu, ani teoretycznie bardziej przychylnego, bo „gołębiego” nastawienia Europejskiego Banku Centralnego.

Co dalej? Czerwiec kończymy z euro powyżej bariery 4,50 zł i dolarem bliższym poziomowi 3,80 zł. Siła relatywna złotego na tle pozostałych walut może spadać za sprawą coraz większego kontrastu, którego dobrym miernikiem jest poziom realnych stóp procentowych. Dla zagranicznych inwestorów ciekawszym wyborem będzie węgierski forint, gdzie widać większą determinację banku centralnego. Dodatkowo wpływ na atrakcyjność polskiej waluty, wpływ będą mieć też zmiany na rynku EURUSD.

 

Marek Rogalski

Autor jest głównym analitykiem walutowym Domu Maklerskiego BOŚ.