KOMENTARZ EKSPERTA Styczeń okazał się dobry dla polskich aktywów i nie jest to bynajmniej efekt noworocznego optymizmu, który zazwyczaj pojawia się w styczniu, zwłaszcza na rynkach akcji.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym w Domu Maklerskim Banku Ochrony Środowiska S.A. Tekst wyraża jego prywatne opinie.
Wsparciem okazał się być… Donald Trump, choć tu raczej po raz kolejny zapracował schemat „kup plotki, sprzedaj fakty”. Rynki miały spore obawy, co do powrotu byłego prezydenta do Białego Domu. Wskazywano przede wszystkim na ryzyka geopolityczne, ale też gospodarcze. Słynne trzy fundamenty z kampanii wyborczej, czyli wysokie cła, niskie podatki, czy też polityka migracyjna, były powszechnie odbierane, jako te czynniki, które mogą jeszcze mocniej podbić inflację i być może zmusić nawet FED do tego, aby podniósł stopy procentowe.
W grudniu Rezerwa Federalna dała do zrozumienia, że na razie kończy z obniżkami stóp, gdyż niepewność związana z Trumpem, jest nazbyt duża. W styczniu w pewnym momencie (po zaskakująco dobrych danych z amerykańskiego rynku pracy) rynki zaczęły wyceniać kolejne cięcie stóp dopiero w grudniu, co faktycznie zapowiadałoby aż roczną pauzę. Finalnie jednak oczekiwania zakotwiczyły się na czerwcu, a szacunki na cały rok nie przekroczyły dwóch cięć łącznie. Czy jednak nie będzie ich więcej?
Kluczem jest tu na pewno inflacja, ta w grudniu już tak nie rosła, co może sugerować, że inwestorzy mogą się mylić. Ale wiele będzie zależeć tu od czynników, które pozostają obecnie mocno niepewne. Wysokie cła – Trump straszył nimi w kampanii wyborczej, teraz po objęciu urzędu nie wydaje się być nazbyt chętny do ich nakładania – czy zrozumiał, że USA na tym nie wygrają? Tego wątku nie odrzucił, ale jednocześnie w mowie inauguracyjnej padły zapewnienia o obniżeniu kosztów życia Amerykanów, co de facto oznacza większe skoncentrowanie się na aspekcie inflacji. A efekt nałożenia ceł byłby tu zupełnie inny. Kluczem do zrozumienia strategii, jaką może mieć Trump może być ropa naftowa. Joe Biden przed swoim odejściem nałożył nowe sankcje na Rosję, co analitycy odebrali jako sygnał, że ceny tego surowca pójdą jeszcze mocniej w górę. Tymczasem te od momentu przejęcia władzy przez Trumpa spadają i nie jest to bynajmniej wynik zapowiedzi wyraźnego zwiększenia odwiertów przez USA, gdyż te dadzą efekt dopiero po kilkunastu miesiącach. Bardziej interesujące są słowa Trumpa, jakie padły w Davos, gdzie przyznał on, że wojna Rosji z Ukrainą zakończy się szybko, jeżeli cen ropy mocno spadną, oraz jego rozmowa telefoniczna z następcą tronu Arabii Saudyjskiej i obietnice dużych inwestycji w USA – czy Trump w zamian zażąda rozbicia kartelu OPEC+? To obniżyłoby inflację i być może dopiero wtedy mógłby pojawić się wątek rewizji polityki handlowej USA, czyli wyższych ceł. Jeżeli ta teza miałaby się sprawdzić, to oznaczałoby, że rynki mają przed sobą przestrzeń do rajdu ryzyka przynajmniej aż do wiosny.
Tryb risk-on zwyczajowo był dobry dla złotego i tak też stało się teraz. Słaby dolar na globalnych układach, w tym mocne odbicie EURUSD, sprowadził USDPLN w okolice 4,00, czyli 20 groszy poniżej swoich maksimów z końca grudnia. Ale to EURPLN był największą gwiazdą stycznia – ta para schodząc w okolice 4,20 znalazła się na poziomach niewidzianych od ponad 6 lat. Trump poza wspomnianymi już tematami gospodarczymi będzie dla złotego ważny również geopolitycznie – rynki będą grać na realizację jego zapowiedzi zakończenia wojny na Ukrainie, gdyż to obniżyłoby napięcia w naszym regionie Europy. Ale złoty ma też wątek krajowy, czyli „jastrzębią” Radę Polityki Pieniężnej. Ta w styczniu potwierdziła swoje nastawienie z grudnia i na razie niewiele wskazuje na to, aby stopy procentowe miały spaść na wiosnę. To wszystko sprawia, że złoty może być jeszcze silniejszy, chociaż za chwilę wejdziemy w fazę przerysowania, jaka ostatnio miała miejsce w roku 2008. Wskazuje na to tzw. realny kurs walutowy złotego, który uwzględnia też różnice w inflacji i sile nabywczej. To każe zachować ostrożność z nazbyt optymistycznymi prognozami, zwłaszcza, jeżeli chodzi o zachowanie się pary EURPLN.
W grudniu Rezerwa Federalna dała do zrozumienia, że na razie kończy z obniżkami stóp, gdyż niepewność związana z Trumpem, jest nazbyt duża. W styczniu w pewnym momencie (po zaskakująco dobrych danych z amerykańskiego rynku pracy) rynki zaczęły wyceniać kolejne cięcie stóp dopiero w grudniu, co faktycznie zapowiadałoby aż roczną pauzę. Finalnie jednak oczekiwania zakotwiczyły się na czerwcu, a szacunki na cały rok nie przekroczyły dwóch cięć łącznie. Czy jednak nie będzie ich więcej?
Kluczem jest tu na pewno inflacja, ta w grudniu już tak nie rosła, co może sugerować, że inwestorzy mogą się mylić. Ale wiele będzie zależeć tu od czynników, które pozostają obecnie mocno niepewne. Wysokie cła – Trump straszył nimi w kampanii wyborczej, teraz po objęciu urzędu nie wydaje się być nazbyt chętny do ich nakładania – czy zrozumiał, że USA na tym nie wygrają? Tego wątku nie odrzucił, ale jednocześnie w mowie inauguracyjnej padły zapewnienia o obniżeniu kosztów życia Amerykanów, co de facto oznacza większe skoncentrowanie się na aspekcie inflacji. A efekt nałożenia ceł byłby tu zupełnie inny. Kluczem do zrozumienia strategii, jaką może mieć Trump może być ropa naftowa. Joe Biden przed swoim odejściem nałożył nowe sankcje na Rosję, co analitycy odebrali jako sygnał, że ceny tego surowca pójdą jeszcze mocniej w górę. Tymczasem te od momentu przejęcia władzy przez Trumpa spadają i nie jest to bynajmniej wynik zapowiedzi wyraźnego zwiększenia odwiertów przez USA, gdyż te dadzą efekt dopiero po kilkunastu miesiącach. Bardziej interesujące są słowa Trumpa, jakie padły w Davos, gdzie przyznał on, że wojna Rosji z Ukrainą zakończy się szybko, jeżeli cen ropy mocno spadną, oraz jego rozmowa telefoniczna z następcą tronu Arabii Saudyjskiej i obietnice dużych inwestycji w USA – czy Trump w zamian zażąda rozbicia kartelu OPEC+? To obniżyłoby inflację i być może dopiero wtedy mógłby pojawić się wątek rewizji polityki handlowej USA, czyli wyższych ceł. Jeżeli ta teza miałaby się sprawdzić, to oznaczałoby, że rynki mają przed sobą przestrzeń do rajdu ryzyka przynajmniej aż do wiosny.
Tryb risk-on zwyczajowo był dobry dla złotego i tak też stało się teraz. Słaby dolar na globalnych układach, w tym mocne odbicie EURUSD, sprowadził USDPLN w okolice 4,00, czyli 20 groszy poniżej swoich maksimów z końca grudnia. Ale to EURPLN był największą gwiazdą stycznia – ta para schodząc w okolice 4,20 znalazła się na poziomach niewidzianych od ponad 6 lat. Trump poza wspomnianymi już tematami gospodarczymi będzie dla złotego ważny również geopolitycznie – rynki będą grać na realizację jego zapowiedzi zakończenia wojny na Ukrainie, gdyż to obniżyłoby napięcia w naszym regionie Europy. Ale złoty ma też wątek krajowy, czyli „jastrzębią” Radę Polityki Pieniężnej. Ta w styczniu potwierdziła swoje nastawienie z grudnia i na razie niewiele wskazuje na to, aby stopy procentowe miały spaść na wiosnę. To wszystko sprawia, że złoty może być jeszcze silniejszy, chociaż za chwilę wejdziemy w fazę przerysowania, jaka ostatnio miała miejsce w roku 2008. Wskazuje na to tzw. realny kurs walutowy złotego, który uwzględnia też różnice w inflacji i sile nabywczej. To każe zachować ostrożność z nazbyt optymistycznymi prognozami, zwłaszcza, jeżeli chodzi o zachowanie się pary EURPLN.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym w Domu Maklerskim Banku Ochrony Środowiska S.A. Tekst wyraża jego prywatne opinie.