KOMENTARZ MIESIĄCA Czy zła passa się odwróciła? A może to tylko przystanek przed dalszymi kłopotami polskiej waluty? W każdym razie w maju było nieźle - dolar od swojego szczytu potaniał o ponad 20 groszy, a euro o 10 groszy. Różnicę zrobił EURUSD, który przerwał spadki odbijając się od minimów z przełomu 2016/2017 roku przy 1,0350 do okolic 1,08.
Tu wsparciem okazały się wypowiedzi członków Europejskiego Banku Centralnego, którzy zapowiedzieli podwyżki stóp procentowych już od lipca. Według Christine Lagarde sytuacja wymaga, aby odejść od ujemnych stóp procentowych do końca III kwartału, co oznacza ruch na stopie depozytowej o minimum 50 p.b. do września. Zelżały też obawy przed nazbyt agresywną polityką amerykańskiego FED. Wprawdzie rynek wycenia podwyżki o 50 p.b. na posiedzeniach w czerwcu i lipcu, ale później ruchy banku centralnego mają być ograniczone do 25 p.b. na posiedzenie. Wpływ na to miały dane makro, jakie zaczęły napływać z amerykańskiej gospodarki – scenariusz technicznej recesji (dwa kwartały z rzędu z ujemnym PKB w relacji kwartał do kwartału) staje się coraz bardziej realny. A to już budzi coraz większe obawy na Wall Street – wprawdzie w końcówce maja indeksy nieco odbiły, ale seria tygodniowych spadkowych świec od początku kwietnia była najdłuższą od czasów pęknięcia bańki dot-comów dwadzieścia lat temu. To powoduje, że scenariusz dalszych perturbacji wokół tzw. ryzykownych aktywów należy uznać dalej za istotny w kolejnych miesiącach – a to może być kluczowe dla dolara. To amerykańska waluta okazała się beneficjentem globalnej ucieczki od ryzyka po rozpoczęciu wojny w Ukrainie, a nie frank, czy jen, które do tej pory uznawano za tzw. bezpieczne przystanie.
W ostatnich tygodniach złoty otrzymał też lokalne wsparcie. Zamknięty został proces wyboru szefa NBP na kolejną kadencję, a Rada Polityki Pieniężnej kontynuowała proces podwyżek stóp procentowych – chociaż w maju ruch wyniósł 75 p.b. do 5,25 proc. zamiast spodziewanych 100 p.b. w kontekście bijającej rekordy inflacji CPI (powyżej 12 proc. r/r). Tym samym w czerwcu rynek zakłada przejście w tryb 50 p.b. na posiedzenie, chociaż biorąc pod uwagę ostatnie dane nt. dynamiki wynagrodzeń, czy też dynamiki sprzedaży detalicznej, to wydaje się, że jest jeszcze miejsce na niespodzianki w górę. Polska gospodarka jest jeszcze mocno rozpędzona i dylematy, czy nazbyt agresywna polityka monetarna mogłaby doprowadzić do nadmiernego wyhamowania gospodarki zaczną się pojawiać dopiero na jesieni.
Jaki będzie czerwiec? Na globalnych rynkach może dalej być nerwowo – strategia oparta o założenie, że złe dane, to dobre dane, gdyż banki centralne nie będą nadmiernie dociskać rynków finansowych, długofalowo wydaje się być błędna, a rynki zaczną obawiać się twardego lądowania gospodarek na przełomie 2022/23 r. Tym samym przestrzeń do dalszego umocnienia złotego może być ograniczona. Teoretycznie inwestorzy mogą próbować jeszcze grać wątkiem KPO – według doniesień 2 czerwca do Warszawy ma przyjechać szefowa Komisji Europejskiej, aby tym samym podpisać porozumienie, które pozwoli na formalne uruchomienie unijnych środków dla Polski. Ale nie oznacza to, że zobaczymy je natychmiast. Wydaje się wręcz, że inwestorzy obiecują sobie nazbyt wiele po KPO, uznając go za gwaranta stabilizacji złotego. Tymczasem wpływ na klimat w regionie może mieć dalszy rozwój wypadków na Węgrzech. Niezrozumiałe ruchy Victora Orbana oddalają ten kraj od Unii Europejskiej i sprawiają, że za chwilę spekulanci zaczną rozgrywać forinta, jako słabe ogniwo. Czy złoty obroni się przed tą presją, skoro dla części zachodnich polityków władze w Warszawie również nie respektują „europejskich wartości”?