Kwietniowe odreagowanie złotego

KOMENTARZ MIESIĄCA  Potencjalnie tragiczna sytuacja naszej waluty w końcu marca po raz kolejny okazała się być rynkowym przerysowaniem niepodpartym o mocne podstawy.

Pierwsza połowa kwietnia przyniosła dość wyraźne odreagowanie złotego – notowania euro spadły od marcowych szczytów o 15 groszy, a dolara o 20 groszy. Później weszliśmy w nieznaczną korektę tego ruchu, którego spekulacyjny charakter podkreśla wyczekiwanie na orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczące pytań jednego z polskich sądów dotyczących spraw kredytów frankowych. Spekuluje się, że może ono ustawić linię naszego Sądu Najwyższego, który po dwukrotnym przesunięciu terminu ma zebrać się 11 maja. Wątek frankowy jest przywoływany jako ten rodzący ryzyko dużej zmienności dla polskiej waluty poprzez brak informacji o systemowych rozwiązań oferowanych przez Narodowy Bank Polski w razie pojawienia się konieczności dokonania znaczących kwotowo przewalutowań kredytów frankowych (banki komercyjne byłyby zmuszone wtedy domknąć swoją pozycję na rynku kupując CHF/PLN). Czy jednak ryzyko niestabilności kursu złotego jest rzeczywiście duże? W ostatnim komunikacie RPP, który stał się jedną z przyczyn kwietniowego odreagowania polskiej waluty, decydenci dali do zrozumienia, że są bardziej zainteresowani jej stabilizacją, a nie dalszym osłabieniem. Niewątpliwie wpływ na taką postawę mogą mieć ostatnie odczyty inflacji CPI, które zwiększają ryzyko jej wyjścia ponad górne ograniczenie celu banku centralnego (3,50 proc.) już w najbliższych miesiącach. Przy jednoczesnej niechęci do bardziej „jastrzębiego” podejścia w polityce monetarnej, RPP zdaje się być zmuszona przynajmniej do „markowania” pewnych działań (nazbyt słaba waluta generuje dodatkową presję inflacyjną). Niemniej dalsze trzymanie się założeń, że podbicie inflacji jest przejściowe i tym samym nic nie należy zmieniać, może prowadzić do ponownego podbicia nerwowości wokół złotego.

Kluczowe dla dalszego rozwoju wypadków będą jednak wydarzenia na globalnych rynkach. Kwiecień przyniósł znaczące wymazanie marcowych wzrostów dolara na głównych układach. Zawdzięczamy to „interwencji” amerykańskiego Treasury na rynku amerykańskich długoterminowych obligacji, które doprowadziło do cofnięcia się rentowności 10-letnich papierów o ponad 25 p.b. od tegorocznych szczytów (w okolice 1,50 proc.). To pozwoliło też na kontynuację hossy na nowojorskiej giełdzie, której indeksy biły historyczne rekordy wspierane przez bardzo dobre dane z amerykańskiej gospodarki, oraz przyzwoity sezon wyników tamtejszych spółek. Swoje robiły też informacje o bardzo dobrym tempie szczepień w USA, któremu nie przeszkodziły nawet problemy ze szczepionką Johnson&Johnson. Efekt kontrastu USA vs reszta świata, był tutaj dość wyraźny.

Pewien niepokój zaczynają budzić informacje z Indii, gdzie liczba zakażeń COVID przekracza już 300 tys. osób dziennie i rośnie niemalże w postępie geometrycznym. Rynki próbują to ignorować, ale ryzykiem jest fakt pojawienia się nowej mutacji koronawirusa, podobno bardziej zaraźliwej od tej brytyjskiej, która szybko wyparła inne w statystykach. Niepewność utrzyma się do czasu, kiedy poznamy informacje z laboratoriów na temat reakcji szczepu B.1.617 na dostępne na rynku szczepionki. Niepokojące wyniki mogłyby wpłynąć na perspektywy globalnego ożywienia w nadchodzących miesiącach, które są oparte o założenia odmrażania największych gospodarek. Mimo tego inwestorzy muszą się liczyć z tym, że w sytuacji kiedy krzywa zakażeń COVID na świecie cały czas pozostaje wzrostowa, to prawdopodobieństwo pojawienia się naprawdę groźnej mutacji jest duże i opieranie się tylko na samych szczepieniach, jako drodze powrotu do normalności, może okazać się w pewnym sensie naiwne. Chyba, że staną się one masowe i ogólnodostępne dla wszystkich krajów, bogatych i biednych.

Co dalej? Rynek ma wielka ochotę na rozegranie tzw. strategii reflacyjnej w oparciu o słabego dolara. Zakłada ona powrót popytu na ryzykowne aktywa w założeniu, że przyniosą one wyższe stopy zwrotu w inflacyjnym środowisku. Zmienia się też pewien punkt widzenia u decydentów – z okresu „dawania” przechodzimy na „odbieranie”. Administracja prezydenta Joe Bidena zaczyna szukać możliwości sfinansowania planowanych gigantycznych wydatków infrastrukturalnych poprzez wyższe podatki dla korporacji, ale i też najbogatszych Amerykanów, którzy inwestują na giełdzie. Z kolei Bank Kanady zaskoczył niedawno decyzją o redukcji programu skupu aktywów o 1 mld CAD tygodniowo. W efekcie może zacząć się polowanie na waluty tych krajów, których banki centralne zaczną przechodzić „jastrzębią” transformację. Na tym tle złoty nie ma jednak się czym pochwalić. W naszym regionie CEE3 takie aspiracje może mieć tylko korona czeska.

Marek Rogalski

Autor jest głównym analitykiem walutowym Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska S.A.