Styczeń nie taki, jak oczekiwano
Styczeń nie taki, jak oczekiwano
KOMENTARZ MIESIĄCA Zwyczajowego efektu stycznia na razie nie widać – indeksy warszawskiej giełdy są poniżej poziomów z otwarcia miesiąca. Tym samym nie podczepiliśmy się pod pozytywny trend, jaki był widoczny na Wall Street.
Inauguracja prezydentury Joe Bidena, jaka miała miejsce 20 stycznia, wcześniej została poprzedzona spekulacjami, co do zwiększenia programów stymulacyjnych w nadchodzących miesiącach. Pretekstem stały się wyniki wyborów uzupełniających do Senatu w Georgii w których Demokraci obsadzili dwa miejsca, doprowadzając tak naprawdę do odbicia Republikanom wyższej izby parlamentu. Wprawdzie liczba głosów rozkłada się teraz po 50, ale zgodnie z przepisami w takiej sytuacji decydujący głos ma jeszcze wiceprezydent – w tym przypadku Kamala Harris. W efekcie Joe Biden znalazł się w podobnej sytuacji, jak Donald Trump na początku swojej kadencji mogąc liczyć na przychylność całego Kongresu dla swoich pomysłów. Tym samym jeszcze kilka dni przed oficjalnym zaprzysiężeniem światło dzienne ujrzały propozycje nowego pakietu fiskalnego warte łącznie 1,9 bln USD. I tak mamy pomysł zwiększenia łącznej wartości czeków dla Amerykanów do 2000 USD, na co liczy nowojorska giełda oczekując, że część z tej kwoty pójdzie na zakupy akcji, ale i też podwojenie płacy godzinowej, wsparcie systemu szkolnictwa, a także dofinansowanie władz stanowych, czy też dodatkowe środki na walkę z pandemią. Wdrożenie wszystkich pomysłów może okazać się jednak trudne, gdyż wymagać będzie większego poparcia w Senacie (minimum 60 głosów). Powód? Demokraci próbują forsować to, co wcześniej odrzucili im Republikanie. Stąd teraz mówi się o szukaniu ponadpartyjnego porozumienia, ale jednocześnie Demokraci nie rezygnują ze strategicznych działań mających osłabić politycznych oponentów, na co wskazuje bitwa o impeachment Donalda Trumpa, mająca zablokować mu możliwość ponownego kandydowania za 4 lata. W efekcie rynki finansowe powinny się z tym, że proces legislacyjny pakietu Bidena będzie się opóźniał, a z zapowiadanych 1,9 bln USD, realnie zrealizowana może zostać nieco ponad połowa. Nie jest też jasne, kiedy zaproponowany zostanie kolejny pakiet – tym razem wart około 2 bln USD wydatków na infrastrukturę, który ma pobudzić gospodarkę, a tak naprawdę przeprowadzić proces jej unowocześnienia i zreformowania poprzez przestaw2ienie jej w stronę tzw. zielonej energii. Zwłaszcza, że nawet u niektórych Demokratów mogą padać głosy, że w czasie pandemii warto skoncentrować się na innych wydatkach, jak chociażby dalszym zwiększaniu wsparcia socjalnego. Demokraci też unikają nadmiernej dyskusji o podatkach, chociaż Biden dał do zrozumienia, że bogaci zostaną obciążeni kosztami odbudowy kraju. Panuje jednak konsensus, że teraz należy postawić na mocną stymulację gospodarki (o tym wspomniała też Janet Yellen, która objęła tekę szefowej Departamentu Skarbu), a o dodatkowych obciążeniach pomyśleć wtedy, kiedy gospodarka powróci już na trwalszą ścieżkę wzrostu. Ten wątek został podchwycony zwłaszcza przez rynek długu, oraz dolara. W pierwszych tygodniach stycznia byliśmy świadkami wzrostu rentowności amerykańskich obligacji na dłuższej krzywej, gdyż rynek zaczął się obawiać, że nadmierna stymulacja fiskalna może doprowadzić do szybszego powrotu inflacji w stronę celu i tym samym otworzyć dyskusję o konieczności ograniczenia gigantycznej skali działań, jakie podejmuje w ostatnich miesiącach FED. Te obawy ucięli sami przedstawiciele banku centralnego zapewniając, że jakiekolwiek rozważania są zbyt wczesne, a Rezerwa Federalna na jesieni zakomunikowała przecież zmianę swojego podejścia, które zakłada zwlekanie z zaostrzeniem polityki do czasu, kiedy inflacja powróci do wyznaczonego celu. Mimo tego wspomniane rentowności obligacji tylko nieznacznie się cofnęły i weszły w stabilizację. To może oznaczać, że temat pewnie jeszcze powróci prowadząc do kolejnej próby podbicia taniego dolara. Przyczynić się do tego może też większa korekta na Wall Street, jeżeli rynek jednak uzna, że Demokraci nie mają takiego komfortu legislacyjnego w Kongresie, jakiego się wcześniej spodziewali.
Przerwany na globalnych rynkach marsz dolara w dół, nie pozwolił na wyraźniejsze umocnienie się naszego złotego, który po grudniowych interwencjach Narodowego Banku Polskiego zrobił się tani w kontekście spodziewanego w najbliższych miesiącach większego zainteresowania rynkami wschodzącymi. EURPLN tylko na chwilę spadł poniżej bariery 4,50, a na USDPLN spadek do 3,65 był krótkotrwały. Do mocniejszego zaangażowania się w naszą walutę zniechęcały też komentarze płynące ze strony Rady Polityki Pieniężnej. W komunikacie po styczniowym posiedzeniu znalazło się odniesienie usprawiedliwiające potencjalne interwencje walutowe w przyszłości, chociaż z późniejszej wypowiedzi samego prezesa Glapińskiego wynikało, że mogłyby one mieć miejsce, gdyby złoty umacniał się nazbyt szybko. To zdaje się bardziej zachęcać spekulantów do tego, aby powiedzieć sprawdzam, niemniej nie stanie się tak bez powrotu lepszego, globalnego sentymentu.
Marek Rogalski
Autor jest głównym analitykiem walutowym w Domu Maklerskim Banku Ochrony Środowiska. Tekst wyraża jego prywatne opinie.